Czy ja należę do świata, czy to świat należy do mnie? W jakim stosunku są te dwa zjawiska wobec siebie? Pytanie wydaje się banalne, wręcz nieżyciowe, ale doskonale adresuje potrzebę umiejscowienia linii demarkacyjnej pomiędzy tym, co wewnątrz, a tym, co na zewnątrz nas. W życiu codziennym stykamy się z rzeczami, sytuacjami, innymi jednostkami, których z całą pewnością nie utożsamiamy z naszym ja, ani w żaden sposób nie możemy założyć, że ich przyczyna ma źródło w nas samych. Powstaje więc wrażenie, że istnieje pewna przestrzeń wobec nas zewnętrzna, ale w naszym doświadczeniu odbierana jako zagospodarowana i istniejąca. Wrażenie to powstaje na łonie naszej świadomości i jest uzależnione od aktu akceptacji doświadczenia, dopełniającego się w akcie poznania. Więc śmiało możemy przyjąć, że tam gdzie ma miejsce ta akceptacja, tam można zacząć szukać naszej odpowiedzi. Punktem wyjścia i zarazem dojścia będzie więc miejsce odpowiadające za stworzenie odpowiednich właściwości do zaktualizowania afirmacji, które możemy umiejscowić po jakiejkolwiek stronie barykady. A mając punkt zaczepienia, wydaje się, że bez problemu można opisać wzajemne relacje tych dwóch członów, tej jakże ciekawej układanki.
Jeżeli więc uznamy, że miejsce akceptacji świata jest na zewnątrz nas, to nasuwa się ważne pytanie: jaka jest nasza rola w tej rzeczywistości, skoro nie mamy wpływu na żadną decyzję, ponieważ wszystkie zjawiska i fenomeny są niezależne od nas? Obserwując i dając milczące przyzwolenie na zjawiska wyodrębnione z łona rzeczywistości, bierzemy udział w przejawiającym się świecie. Nie tylko to jaki ruch wykonujemy, mówi o naszym współistnieniu, ale również nasza świadomość istnienia jest wyznacznikiem naszej relacji wobec świata, bo być to, to samo co zmieniać. Choć te dwa stany są tożsame w swej formie, ponieważ każde z nich musi się zawierać w pewnych granicach, to ich status w akcie doświadczenia decyduje o przejawiających się współrzędnych w naszej świadomości.
Z drugiej strony, jeżeli uznamy, że potwierdzenie doświadczenia ma miejsce w naszym wnętrzu i tym samym nasze wrażenia ukazują się tam dla naszej świadomości, to ważnym do rozstrzygnięcia staje się problem subiektywizacji świata. Indywidualna jednostka mając swój własny obraz świata, nie jest w stanie komunikować się na żadnej płaszczyźnie z innymi jednostkami z powodu braku części wspólnej doświadczenia. Inaczej ujmując – jakim sposobem mamy mieć wpływ na świat, skoro nie należy do nas? Jak opisać ten, na który mamy wpływ, ale jest czysto subiektywny? Problem z granicą jest taki, że zawsze po jej obu stronach szukamy źródła, substancji, która da nam domniemaną odpowiedź. Jednak odpowiedź ta, niezależnie od swej formy nie zlikwiduje linii różniącej obie strony, lecz co najwyżej zlokalizuje lub przesunie ją w inne miejsce.
Jedynym wspólnym zjawiskiem dla obu stron jest różnica i to jej istnienie każda ze stron musi przyjąć jako konieczne. Muszą mieścić się w tym, co jest wtórne wobec różnicy niezależnie od zajmowanego stanowiska, bo każdą ze stron można traktować wobec swej oponentki tylko w stosunku współrzędnym, a nie hierarchicznym. Wyjście z problemu więc nie polega na właściwym umieszczeniu granicy ani na jej negacji, ponieważ to, co konieczne i tak będzie istnieć. Rozwiązanie bazuje na tym, że mamy wybór i możemy zajmować dowolne stanowisko w sprawie uznania zjawisk przejawiających się w naszym doświadczeniu. Jeżeli istniałyby jakieś prawa o właściwościach koniecznych w tej materii, to ich ścisła determinacja wyeliminowałaby akt afirmacji. Jednak nasze doświadczenie zarówno w formie, jak i materii wymyka się konieczności, ze względu na możliwą swobodę jego interpretacji. Problem ten nie tylko stanowi punkt wyjścia do dalszych, ważnych pytań, ale doświadczamy go również w codziennym życiu, na polu usianym przez wydawałoby się błahe zdarzenia. Ich ilość jest jednak tak ogromna, że pytanie o ważność tego zagadnienia nie daje nam spokoju.